O mnie

Moje zdjęcie
Kobieta wciąż zadziwiona otaczającym ją światem. Z wykształcenia archeolog, z wyboru Wolny Człowiek i Kustosz we własnym Muzeum. Z urodzenia Wrocławianka, z wyboru mieszkanka małej wsi. Na pytania miejskich kolegów: "co ty robisz do licha na tej wsi"??? odpowiada: "żyję!!!". Zawsze niepokorna i pozostanie taką do śmierci. Wyznaje w życiu maksymę: "Ludzie posłuszni żyją, aby spełniać oczekiwania innych. Nieposłuszni realizują swoje marzenia". Kobieta owa ma wciąż wiele pomysłów, które uparcie realizuje na powyższej zasadzie. Posiadaczka 2 psów i 1 Chłopa. Chce się dzielić z ludźmi swoim kawałkiem życia prowadząc Gospodarstwo Agroturystyczne, Muzeum Dwór Feillów oraz Hodowlę Psów Rasy Golden Retriever.

niedziela, 24 lipca 2011

Wiejskie sceny obsceniczne.

Ostatnimi dniami mam bujniejsze życie wewnętrzne niż zewnętrze, a to z kilku różnych powodów. Po pierwsze-ciało me zostało zasiedlone kilkoma milionami (strzelam, bo może są to miliardy) istot chorobotwórczych, które zalęgły się na dłuższy czas, niż przewidywałam. Owe upierdliwe nadzwyczaj byty zatkały mi nos i uszy, co z kolei spowodowało zaburzenia odbierania bodźców z zewnątrz. Z resztą, o jakich bodźcach możemy tu mówić w kontekście kilku ostatnich dni, kiedy tu w dorzeczu Kwisy niemal niebo spadło nam na głowę. Lało bowiem bez przerwy trzy dni. Z Chłopem mijamy się od dwóch tygodni w drzwiach gabinetu z kojczykiem, goście pozamykali się na cztery spusty w pokojach i rozwiązują krzyżówki, jedynie z pieskami sobie rozmawiam, co też raczej należy do sfery świata wewnętrznego, niż realnego.

Kiedy wczoraj zaświeciło słońce, mimo utrudnień w postaci totalnego osłabienia spowodowanego działaniem antybiotyku, postanowiłam uczcić ten dzień i spędzić kilka chwil z własnym Chłopem na śmietniku. Zarządziłam bowiem wywózkę surowców wtórnych do kontenerów położonych na drugim końcu wsi, w tak zwanym przeze mnie Mamunowie. Nie spodziewałam się, że tam, na śmietniku, dokona się przełom w mojej świadomości i w konfrontację ze sobą wejdą dwa różne światy.

O Mamunach wspominałam już kilkukrotnie przy okazji różnego rodzaju perypetii Baby i Chłopa. Są to byty nie do końca ustalonego gatunku, wiecznie zawiane i mocno abstrakcyjne. Tego rodzaju abstrakcji nie toleruję, zatem trzymam się z daleka i nawet niekoniecznie chcę słyszeć o tym, co tam na tym drugim końcu wsi się dzieje.
Blisko Mamunów mieszkają bardzo sympatyczni ludzie, którzy ów folklor mają od kilkudziesięciu lat tuż za płotem. Nie wiem sama, czy serdecznie im współczuć, czy troszkę nie pozazdrościć, gdyż mieszkając w takim otoczeniu miałabym materiał na niejedną poczytną książkę z gatunku naturalizmu wziętego żywcem z Konopnickiej, Żeromskiego, Prusa i innych grzebiących się i lubujących w zgrzebnych klimatach polskiej, ubogiej wsi. Jeśli oczywiście wytrzymałabym nerwowo, a raczej w to wątpię. Zamiast więc poznawać uroki i zapachy w dosłownym tego słowa znaczeniu, prawdziwego życia, siedzę sobie w moim Tuskulum, wącham i fotografuję kwiatki, biegam po polach i łąkach z pieskami, w każdym kątku mam po szczeniątku, a z rzeczy najbardziej szalonych, jakie mi się przydarzają, wspominam wczorajsze obsikanie mnie przez jednego z psich maluszków. 
Tymczasem w drugim końcu wsi…

Wrzucamy sobie z Chłopem w milczeniu plastikowe i szklane surowce wtórne do pojemników, ciesząc się każdą chwilą wspólnie spędzoną choćby i na śmietniku. Wtem widzę, jak od strony Mamunowa zapycha do nas truchcikiem znajoma babuleńka. Babcia jest urocza, to chyba najstarsza mieszkanka naszej wsi. Przez 10 lat przychodziła do nas raz na kwartał po pieniądze na kwiatki do kościoła. Mimo że z instytucją ową nam nie po drodze, nie wyobrażałam sobie pogonić babci i nie dać jej tych kilku złociszków, traktując to, jako kolejny podatek od mieszkania na wsi. Datki są dobrowolne, ale spróbuj nie dać, natychmiast zostaniesz obabrany publicznie z ambony, że o domowych sąsiedzkich pieleszach nie wspomnę. Wiem coś o tym, gdyż zawsze odmawiamy uczestnictwa w akcji sprzątania kościoła, do którego to proboszcz wyczytuje ludzi po nazwiskach podczas ogłoszeń parafialnych. Zawsze warto było poświęcić tych kilka złotych, aby zebrać ploteczki i wiejskie nowinki od sympatycznej babci, które nie docierały do nas z tej racji, iż mieszkamy na samym końcu wsi i nie przesiadujemy na ławeczkach z sąsiadami. Poza tym, szczerze mówiąc, guzik z reguły obchodzą mnie owe plotki, ale jeśli już same przychodzą…
Babci wiek i ciężka choroba nie pozwala na dłuższe spacery po wsi niż do dębu i z powrotem, a widocznie brakowało jej tak wiernych i napalonych słuchaczy, jak my. Widząc nas przy kontenerach, raźno ruszyła w naszą stronę i zarazem w stronę owego dębu, do którego lekarz zalecił jej chadzać dla zdrowia. Babcia przy tej swojej chorobie jest na wpół głucha, a zważywszy na moją obecną sytuację, wcale nie lepszą, jestem w stanie bardzo dobrze ją zrozumieć, ale nie byłam pewna, czy sobie pogadamy. Chłop, który po nocnym dyżurze przy maluchach odsypiał w dzień i wykazywał jeszcze oznaki nieprzytomności, też nie rokował. Babci to nie przeszkodziło.

Złożyłam jej zatem głęboki ukłon, niczym angielskiej królowej, ponieważ zwykłego „dzień dobry” nie usłyszałaby, a z rąk posypały mi się plastikowe opakowania, ścieląc się babci u nóg, na wzór kwiatów. Tylko czerwonego dywanu zabrakło. Nie zrażona tym babcia, pragnąca aby ją ktoś wysłuchał, zaczęła opowiadać o swoim ciężkim życiu. Po wysłuchaniu szczegółowego raportu o aktualnym stanie zdrowia moje nie do końca obecne uszy zaczęły wyławiać coś interesującego.
-Mówię wam, co ja za dzień dzisiaj miała- babcia zajeżdża białoruskim akcentem, gdyż urodziła się i dzieciństwo przeżyła na głębokich kresach wschodnich. Niekiedy ciężko ją zrozumieć, bo wtrąca obce słowa, lub ciągnie kilka wątków na raz. Tym razem wątek był praktycznie jeden i po odpowiednim skupieniu się, niewiele z opowieści mi umknęło, a szkoda, bo chyba nie chciałam znać tych wszystkich szczegółów.
-Przyszła do mnie stara Mamunowa- kontunuuje babcia- i mówi do mnie: „pożycz 10 złotych”. A jej mówię: „ni mom”. A ona na to, pożycz i pożycz, to ja mówię jej, starej durnej babie, że ni mom! Ni mom i już! A ona siedzi i dalej swoje. To ja do niej podeszła i wiesz co ja jej powiedziała?- babunia skłania się ku mnie, pochylam się, nadstawiam przytkane ucho.- Ja jej powiedziała: „ssspierdalaj”… -babcia przysłania z zawstydzenia buzię fartuszkiem. Otwieram szeroko oczy, w uchu coś, pykło, z lekka się odetkało na tę okoliczność. Patrzę na Chłopa, ma taki sam durny wyraz twarzy, jak zapewne ja. Słuchamy dalej z zapartym tchem.
-Ludzie, ja tyle rzeczy w życiu widziała przed wojną, ale takiego brudasa, jak ona, tom nie widziała. Córka jej, Wieśka Mamunowa, to odebrała ostatnio zasiłek na dzieci i dwa dni nieprzytomna leżała. Jak taka pijana była, to wychodek matce zamknęła i gdzież ona srać miała? A poza tym, to ona tak po prawdzie do tego wychodka nie chodzi, dupę wypnie byle gdzie- rozpędziła się babcia w swoich opowieściach, a my słuchaliśmy na wdechu- liściem kasztana się podciera! 
Tu spojrzałam na Chłopa z ciekawością, gdyż babcia zaczęła wchodzić w rejony, gdzie zazwyczaj dochodzi do eksplozji dzikiej radości z jego strony. Trzymał fason, choć w jego wzroku pojawiły się pierwsze iskry.
-Ona się wcale nie kąpie- mówi dalej zachęcona naszym spojrzeniem babcia- jak myje garnki, to w tej samej wodzie pierze swoje majtki. Wywiesza je na sznurze i wcale nie widać, że prane, takie są żółte. A w kroku te majtki…- babcia przerwała, bo wydałam bezwiednie cichy okrzyk. Jestem wzrokowcem, myślę obrazami. Jak ktoś mi coś opowiada, świadomość podsuwa mi sceny i dzieje się to automatycznie. Chyba nie miałam ochoty zaglądać w krok do majtek starej Mamunowej. Babcia sama się zorientowała, że mówi za dużo. Dalej jednak było jednak jeszcze lepiej.

-Idę ja se raz drogą- ciągnie babcia drugi wątek- patrzę, a Wieśkę Mamunową ktoś ujeżdża w rowie.
„Boże święty”- myślę sobie- „Chyba wolę o tych majtkach”
-No i ta Wieśka, mówię wam, to się tak gibała, jak kolibka. Jak ta kolibka, mówię wam.- powtarza babcia, chyba tylko po to, aby lepiej mi się w mózgu utrwalił obraz koleboczącej się w rowie przechodzonej już dawno wiejskiej jawnodajki. Nawiasem mówiąc, jest to osobisty demon mojego Chłopa, który w okolice Mamunowa chadza po mleko do gospodarza. Gospodarz mówi: 
„Jak mnie nie będzie, to zostawię ci mleko w kance w kącie, sam sobie weźmiesz”. 
„Nie”- mówi Chłop.
 "Czemu nie”?- pyta gospodarz. 
„Bo mi Wieśka Mamunowa nasika do kanki”- odpowiada moje szczęście.

-A stara Mamunowa to ma w wersalce sklep spożywczy- mówi konspiracyjnie babcia, a ja nachylam się żwawo szczęśliwa, że zeszliśmy z kolibki.
-Jak to sklep?- podtrzymuję dialog o tyleż bez sensu, że babcia i tak nie słyszy. Prowadzi monolog i tylko z naszych gestów odczytuje to, czy jesteśmy zainteresowani jej przeżyciami.
-No, ma tam mąkę, cukier, salcesonu sobie takiego nakupowała i to wszystko trzyma w wersalce. A tam jest mysz- dodaje. Patrzę na Chłopa, bo wiem, że jeśli dał radę wytrzymać podcieranie się liściem kasztana, to przy myszy nie zdzierży. Chłop zaczyna się dyskretnie i w ciszy dusić.
 -Ja jej mówię, co ty kobieto robisz?- kontynuuje babcia nie widząc, co się z nami powoli zaczyna dziać-  Przecież ty mocz puszczasz, a wersalka dziurawa. Ty potem rodzinę tym karmisz…
-Acha cha cha…- wybucha Chłop trzymając w objęciach kontener z odpadami plastikowymi- Acha cha cha…

Mnie uszy zatkały się na powrót, a po policzkach płyną łzy. Trzeba się na litość boską stąd ewakuować, ustawić babcię przodem do dębu, lekko pchnąć, aby wprawić ją w ruch jednostajnie, ale nie za bardzo przyspieszony, pozbierać z ziemi Chłopa, zapakować się do Syfa i zanurzyć we własnym, bezpiecznym zakątku.
Co też natychmiast uczyniliśmy długo nie mogąc się otrząsnąć z tej konfrontacji dwóch równoległych światów.

piątek, 22 lipca 2011

Rasy psów i koni na starych rycinach.

Elokwencji mi zabrakło, bo dopadła mnie upierdliwa infekcja. Wprawdzie głównie na uszy mi się rzuciło i na błędnik, a nie na wzrok i pomyślunek, ale widać zmysły są bardziej ze sobą sprzężone, niż przypuszczałam.
Jako uzupełnienie poprzedniego posta, wstawiam zatem skan starych rycin, których kopie wpadły mi w ręce. Ryciny pochodzą z jakiegoś bliżej mi nie znanego leksykonu niemieckiego, stanowią kopię z kopii, zatem nie dojdę źródła ich pochodzenia. Na jednej rycinie wykonujący ksero obciął napisy, na co nie zwrócono uwagi.
Pobawcie się sami w zgadywanki, bo ja jestem w kompletnej rozsypce. Jeśli kogoś zainteresuje temat, możemy pokusić się wspólnie o rozpracowanie poszczególnych ras.




środa, 13 lipca 2011

Stary podręcznik dla hodowców psów.

I jak wynika z okładki, nie tylko dla hodowców, ale również dla posiadaczy i miłośników tych zwierząt.
Cóż, myśli moje zajęte ostatnio tylko jednym tematem, a blog hodowlany obłożony codziennymi relacjami z wydarzeń w kojczyku. Zainteresowanych i żądnych fotografii maluszków serdecznie zapraszam tutaj. Tymczasem szerszej rzeszy czytelników chciałabym przedstawić rarytas, jaki niegdyś nam się trafił.

Lubię giełdy staroci nie tylko ze względu na rupiecie, które cieszą moje oczy. Przede wszystkim wypatruję handlarzy starymi książkami. Niezupełnie chodzi tylko o takie zupełnie wiekowe książki. Poszukuję klimatów z dzieciństwa, książek, na których treści się wychowałam. Nie stać mnie na jakieś białe kruki, czy książki sprzed wieków, jakim więc zaskoczeniem było odnalezienie pośród sterty poniemieckich książek pozycję, która jest gratką dla hodowców i miłośników psów.



Książka jest napisana solidnym niemieckim gotykiem. Wprawdzie Chłop czyta płynnie gotyk i w dodatku nawet rozumie, co czyta, póki autor nie przechodzi do specjalistycznych szczegółów. Bezustanne wsadzanie nosa w słownik (również z epoki) powoduje moją frustrację. Przyjęłam zatem do wiadomości, że pod koniec XIX wieku wiedza o anatomii psa i wszelkich szczegółach dotyczących hodowli była już ukształtowana. Niewątpliwie, gdyby udało się przez to przebrnąć, sporo można by się jeszcze dowiedzieć i nauczyć.



Mnie przede wszystkim zachwyciły i bardzo zainteresowały stare ryciny. Dziś wystarczy zrobić do książki zdjęcie,a niegdyś ludzie zadawali sobie wiele trudu, aby ręcznie oddać wszystkie szczegóły, a nawet wydawałoby się z pozoru nieistotne tło. 


Chciałabym abyście zwrócili uwagę na to, co mnie najbardziej boli w hodowli psów. Na to, jak bardzo człowiek poprzez selekcję, zmieniał normalne zdrowe psy w biedne kaleki, które idąc przez swoje krótkie życie męczą się tylko po to, aby zaspokoić zwyrodniałe poczucie ludzkiej estetyki.
Przyjrzyjmy się rasom znanym z wyglądu pod koniec XIX wieku i ich współczesnym odpowiednikom.

Dla mnie synonimem ludzkiej głupoty jest to, co zrobiono buldogowi angielskiemu. Rozumiem, że o gustach się nie dyskutuje i to, co mnie się nie podoba, może kogoś zachwycać. Nie rozpatruję tematu pod względem estetyki, tylko pod względem zdrowia i komfortu życia psa.
Zdjęcia porównawcze ras psów pobrałam z internetu wraz z podaniem źródła.

Buldog angielski ze starej ryciny jest normalnym psem użytkowym.

źródło zdjęcia: wikipedia
Dzisiejsza wersja jest karykaturą poprzedniej. Te biedne zwierzęta mają tak skrócony pysk, że ledwo oddychają, chrapią, charczą.  Przez to mają kłopoty z układem krążenia, najczęściej odchodzą w młodym wieku z powodu niewydolności serca.  Rzadko umierają ze starości. Wielka głowa uniemożliwia suczce poród szczeniąt. Zdecydowana większość buldogów angielskich rodzi się tylko dzięki cesarskiemu cięciu. Powiem więcej, rzadko które szczenięta zostają poczęte naturalną drogą. Wynika to z ich nieporadności, która z kolei wynika z takiej, a nie z innej budowy ciała. Ze względu na kłopoty z układem oddechowym, każdy wysiłek, nawet podczas krycia, może dla buldoga skończyć się tragicznie. Krótkie nóżki, masywna budowa ciała powodują charakterystyczną dla nich nieporadność w poruszaniu się. Przodozgryz przy tym wszystkim wydaje się być niewiele znaczącą sprawą, a uniemożliwia on przecież normalne jedzenie, chwytanie. 
Czemu ludziom zależy na tworzeniu kalek?

Bernardyn ze starej fotografii. Zwróćcie uwagę na proporcję głowy, prostą linię grzbietu, silne nogi mogące utrzymać masywne ciało w ładnej pozycji.

Oto współczesny wzorzec bernardyna. Ewolucja poszła w podobnym kierunku, jak u buldoga. Powiększono łeb i skrócono pysk. Dla mnie postawa tego psa jest niezdrowa. Zapadnięta linia grzbietu, proste tylne nogi (fachowa nazwa to strome kątowanie), które podnoszą zad ku górze, intuicyjnie wywołują poczucie, że tej rasie zrobiono krzywdę. Na wystawach często obserwuję, jak olbrzymie bernardyny nie mogą ustać na własnych nogach, które pod wpływem ciężaru po prostu się rozjeżdżają pod nimi.

Owczarek niemiecki mało przypomina współczesnych przedstawicieli rasy.

To przykład zrobienia zupełnie odwrotnej rzeczy z tylnymi nogami (tzw przekątowanie) niż u bernardyna. Zadając na forum pytanie pewnej hodowczyni owczarków niemieckich o motywy, jakimi kierują się ludzie krzywdząc zwierzęta w ten sposób i uniemożliwiając im komfortowe, normalne życie, napotkałam na ścianę milczenia. 
Zarówno bernardyny ze swoją niezdrową postawą, jak i owczarki niemieckie mają bardzo duże kłopoty z aparatem ruchu. Na porządku dziennym są problemy z kręgosłupem oraz ze stawami biodrowymi. 
To nie są małe psy, które można nosić na rękach w razie choroby.

Nowofundland

Selekcji dokonywano pod kątem wielkości głowy, zwiększenia masy ciała oraz obfitości futra.
Wzorzec wzorcem, a na wystawach widzę psy, które uginają się pod ciężarem łba, pod obfitą skórą na łbie giną oczy, które są wiecznie przekrwione. 


Jamnik- proporcjonalny zdrowo wyglądający użytkowy pies.

Jamnik współczesny zwiększył masywność ciała, nogi stały się tak krótkie i drobne, jak to tylko było możliwe.
Moim zdaniem nóżki te są za bardzo obciążone.
Jamniki notorycznie mają kłopoty z kręgosłupem.

Mops

źródło:wikipedia
Mopsowi zrobiono to samo, co buldogowi angielskiemu- skrócono pysk, dzięki czemu ma kłopoty z oddychaniem, powiększono głowę, skrócono nogi, zwiększono masywność ciała.


Jest wiele ras psów, które cierpią z powodu zboczonego poczucia estetyki człowieka, ale nie o tym jest temat tego wpisu. Przyjrzyjcie się, jak inne rasy ewoluowały w czasie. Na szczęście hodowcy tych ras pogodzili nowoczesne trendy (tak, tak, wygląd psów również podlega modom) ze zdrowiem i komfortem życia swych pupili.

Szpic niemiecki

Szpic to rasa, która praktycznie niewiele się zmieniła od pradziejów. Znaleziska szczątków psów, obecne w torfowiskach na Jutlandii, świadczą, że mają one wygląd identyczny z obecnym.

moja Gaja
Tendencją we współczesnej hodowli jest uzyskanie bujnego futra oraz w niektórych odmianach nieco krótszego pyszczka i okrąglejszej głowy.  Widać to, gdy porówna się główkę ze szkicu z książki z główką mojej Gai.

Inna odmiana szpica prezentowana w książce.

Maltańczyk

źródło: wikipedia
Maltańczyk też niewiele się zmienił. Hodowcy dbają, aby futro było uporządkowane, a włosy nie ograniczały widzenia.
Nawiasem mówiąc, przeurocze pieski. Miałam kiedyś z nimi do czynienia.



Małpi pies (affenpinscher)

źródło: wikipedia


Współczesny bardziej przypomina małpkę, znów mocno manipulowano przy kształcie twarzoczaszki.

Foksterier krótkowłosy

źródło: wikipedia
Subiektywnie podchodząc do tematu, to powiedziałabym, że nieco wyszlachetniał.

Pudel

źródło: wikipedia
O pudlu trudno cokolwiek powiedzieć, gdyż pudel wygląda tak, jak się go obstrzyże :-)

Dalmatyńczyk

źródło: wikipedia
Tu zmienił się kształt głowy, czaszka jest bardziej wysklepiona.

Chart rosyjski borzoj

źródło: wikipedia
Tutaj tego nie widać, bo być może nie jest to do końca akceptowalne, ale współczesne borzoje mają bardzo mocno pałąkowato wysklepiony grzbiet.

Chart angielski- greyhound
źródło: wikipedia
Nic się chyba nie zmieniły.

Owczarek szkocki (collie rough)

źródło: wikipedia
Przybyło mu sporo futra.


Airedale terrier

źródło: wikipedia
Głowa jakby od innego psa i proporcje inne, ale patologii tu nie ma.

Dog niemiecki

źródło: wikipedia

Tu znów przede wszystkim zmieniła się głowa.

Wyżeł niemiecki krótkowłosy

źródło: wikipedia
Kształt twarzoczaszki jest inny, poza tym ten na rycinie ma dziwnie krótką szyję. Czyto błąd autora ryciny, czy rzeczywiście tak wyglądały stare wyżły, trudno powiedzieć.

Pudel pointer

źródło: wikipedia
Zmienił się kształt twarzoczaszki

Pointer

źródło: wikipedia
W zasadzie podobny, niewiele się zmienił.

Seter angielski

źródło: wikipedia
Wyraźnie przybyło mu futra.

Wyżeł niemiecki długowłosy

Zupełnie inna głowa i linia grzbietu.

Nie mogę się powstrzymać, aby nie pokazać Wam i tutaj jedno z moich maleństw:

Po więcej zdjęć i relację z odchowu szczeniąt zapraszam na blog hodowlany: